Teatr to miejsce wyjątkowe. Niezwykłe. Pełne tajemniczości.
Tak właśnie określiłabym teatr. Byłam w nim nie raz, nie dwa. Za każdym razem oglądałam coś innego. Za każdym spotkałam innych aktorów. Nie każdy jednak z teatrów, w których byłam, miał w sobie to coś. Ten skrawek magii. Aby odnaleźć teatr, który mnie zafascynuje, musiałam jechać dosyć daleko. A mianowicie do Zakopanego, na ulicę Chramcówki 15. Do teatru im. Stanisława Ignacego Witkiewicza – jak mawiają niektórzy – artystycznego świra. Uczestniczyłam tam w spektaklu pt. „Panopticum”. Nie przewidzieliście się. W tym teatrze nie ma czegoś takiego jak oglądanie. Aby zrozumieć treść spektaklu, musisz w nim uczestniczyć. Tu masz już ułatwione zadanie, ponieważ scena, na której wystawiana jest sztuka „Panopticum”, nie jest sceną. Po prostu prawie, że siedzisz przy stole razem z aktorami, patrzysz im w oczy, przeżywasz ich historie, jesteś bliskim świadkiem zdarzeń. Czujesz tę łączność, czujesz się zauważony, jako widz. Czy to nie cudowne uczucie odkrywać tajemnice bohaterów, mając ich koło siebie? Ależ tak. A w szczególności na „Panopticum”.
JAK TAJEMNICZYM JEST KAŻDE ŻYWE STWORZENIE
TAKIE WŁAŚNIE, A NIE INNE.
TAKIE WŁAŚNIE, A NIE INNE.
JAK KWIAT WYRASTA Z DANEJ ROŚLINY,
TAK NATURALNIE POWINNO POWSTAWAĆ DZIEŁO SZTUKI Z CZŁOWIEKA.
TAK NATURALNIE POWINNO POWSTAWAĆ DZIEŁO SZTUKI Z CZŁOWIEKA.
_____________________________
STANISŁAW IGNACY WITKIEWICZ